30 grudnia 2014

Poświątecznie


Planowałam w tym roku przygotować się do Świąt wcześniej żeby, gdy nadejdą, delektować się spokojem, przyjemną atmosferą i spotkaniami z bliskimi. No właśnie, planowałam. Przy dziecku słowo "planować" powinno się wykreślić z repertuaru wyrazów używanych- może nie od razu dożywotnio ale z pewnością na długi długi czas.

Choroba sprawiła, że zamiast w żłobku, Franek siedział ze mną w domu w specyficznym i wcale nie świątecznym nastroju. Mnie też (może na znak solidarności) ogarnęła jakaś niemoc Ostatecznie zakupy robiłam w pośpiechu dzień przed Wigilią, napotykając co i rusz na kłody i obrywając za rzeczy, które w atmosferze świątecznej gorączki urastały dla napotkanych po drodze osób do rangi spraw życia i śmierci. Spodziewam się, że wykupienie reszty śledzi przed panem, który, jak twierdził, pierwszy postawił stopę w sklepie, był czynem niewybaczalnym i zasłużyłam na mowę moralizatorską by móc udać się do domu i świętować w poczuciu winy. Święta!

Przypomniało mi się jak rok temu obchodziliśmy pierwsze Boże Narodzenie z Frankiem. Cała reszta świata zdawała się nie istnieć, tylko my i ON. Mały człowiek w bujaku pod choinką był najlepszym prezentem świątecznym, gwarancją radości, spełnienia i wewnętrznego spokoju. Wtedy przed nami był wspólny czas poznawania, zabawy, czas tylko dla nas.




Tegoroczne Święta były w pewnym sensie pożegnaniem z tym czasem, za tydzień wracam do pracy. Kłębi się we mnie mnóstwo skrajnych uczuć i chyba to sprawiło, że najzwyczajniej zabrakło mi tego spokoju. Ostatecznie Święta minęły leniwie i przyjemnie, trochę z radością a trochę z dziwną tęsknotą obserwowaliśmy jak bardzo nasz syn się zmienił przez ostatni rok. Rok, który kończymy zapaleniem oskrzeli, oczekiwaniem na nowe wyzwania i zmiany w naszym życiu, które czekają nieodwołalnie tuż za rogiem. 

Życzymy wszystkim wiele dobrego w Nowym Roku, radości z rzeczy drobnych, dobrych ludzi na drodze, pięknych marzeń oraz zdrowia i odwagi by je zrealizować. Przyjemności po prostu.




'



15 grudnia 2014

Nieznośna lekkość pióra

Będzie króko. 365 dni bezwarunkowego zaufania. Zaledwie kilka akapitów, w których zawiera się miłość, czułość, odpowiedzialność i prawda. Przepiękny tekst napisany przez mężczyznę stylem, którego można tylko pozazdrościć. Lekkim, niewymuszonym, bezpretensjonalnym. Poruszyło mnie jako córkę, matkę i żonę obserwującą relacje syna z tatą. Ktoś mógłby wtrącić, że to żadne halo bo ostatnio często się wzruszam...Nie wiem czy to przypadłość Matek, mam nieodparte wrażenie, że wraz z dzieckiem otrzymałam jakąś nadprzyrodzoną wrażliwość. Wierzę jednak, że o ckliwość się nie ocieram bo to byłby w pełni uzasadniony powód do łez!

Cudny tekst bez grama fałszu i do tego piekielnie dobrze pisany blog.
http://haloziemia.pl/365-dni-bezwarunkowego-zaufania/


Być może R.nie umiałby swoich uczuć towarzyszących byciu ojcem ująć w takie słowa ale z pewnością potrafi te wszystkie uczucia zawrzeć w gestach. Lubię podglądać jak rozwija się i z każdym dniem umacnia ich więź...












14 grudnia 2014

Co mi dziś przyniesiesz Mikołaju?

Jest ich mnóstwo. Plastikowe, pluszowe, drewniane, gumowe- niektóre przyciągają jak magnes i krzyczą "weź mnie", inne straszą swą brzydotą obdarte z resztek estetyki. Nawet z litości nie chcesz ich zabrać do domu. I choć powiedzenie głosi, że darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, to mi jednak nie jest wszystko jedno co dostaje mój syn. Jego wiek pozwala mi jeszcze przez chwilę całkowicie decydować o wyborze, choć wiem, że powoli to się będzie zmieniać.

Nie znoszę plastikowego badziewia, które dzwoni, śpiewa i miga całą tęczą barw jednocześnie. Nie lubię gdy ktoś bezrefleksyjnie chwyta pierwszą lepszą rzecz z półki dla danego przedziału wiekowego, z przekonaniem, że dziecko się ze wszystkiego ucieszy a im więcej funkcji spełnia jedna zabawka tym lepiej. Lubię rzeczy proste, trochę tradycyjne, z materiałów naturalnych, takie które cieszą moje dziecko ale też oczy gości. I choć nie zawsze Franek pieje z zachwytu na widok moich wyborów, to jednak na ogół udaje mi się wywołać uśmiech na jego twarzy. Tak było z Bambakiem, którego Franek znalazł "pod poduszką" w Mikołajki. W pierwszym odruchu chciał go przytulić, jednak po chwili odsunął go od siebie bo Bambak nie jest szczególnie milusiński w dotyku (filc). Jednak to poczciwy gość i jak widać na zdjęciu Franek szybko znalazł z nim porozumienie dusz. Targa go ze sobą za uszy przez świat;)

Bambak (do kupienia na Pakamera.pl)

Poniżej moje typy na prezent świąteczny i nie tylko. Alternatywa dla krzyczących kolorem i pozbawionych duszy zabawek z plastiku. Część z nich będziemy mieli okazję przetestować, ponieważ dzięki bliskim znajdą się pod choinką.

Perkusja, bo muzyka gra w naszym domu i w sercach. Bo Tata Franka jest muzykiem a Mama lubi perkusistów (choć Tata gra na gitarze. I czasem na nerwach;))

Drewniana perkusja PLAN TOYS
Do kupienia TU
Urzekła mnie! Jest cudna i mam nadzieję, że będzie z nami chodzić na spacery- przynajmniej po mieszkaniu. Dodatkowo idealnie wpasuje się w wystrój w stylu skandynawskim. I wcale nie musi być prezentem dla dziewczynki!

Sarenka do ciągnięcia SEBRA

Samochód z naturalnego drewna, który pomoże maluchowi rozwijać motorykę i świetnie się bawić transportując różne przedmioty. Dla miłośników żywszych barw jest też w wersji czerwonej.
Moover Toys
Do kupienia TU
Bo małe rzeczy cieszą najbardziej. Prosty, ładny, ekologiczny i  wygodny dla malutkiej rączki.
No i tani. Same zalety!
Drewniany traktor SEBRA
Do kupienia TU



Te drewniane cuda w stylu vintage zostały wykonane z dbałością o każdy szczegół. Przepiękne barwy i bezpieczne kształty gwarantują zachwyt małego właściciela i nie tylko. Ach!




Do kupienia TU



Zawsze powtarzam, że gdy ktoś nie ma pomysłu na prezent, nalepiej kupić książkę. Tych nigdy za wiele! Oglądając niektóre książeczki nie mogę się doczekać aż Franek będzie wystarczająco duży żebyśmy mogli udać się na duże zakupy. Cieszą pięknymi ilustracjami i mądrymi opowieściami. Oczywiście te dla maluszków też bywają piękne. Na pewno poświęcę temu tematowi więcej uwagi następnym razem:) 


13 grudnia 2014

Nic na siłę!

    
Miało być zupełnie inaczej. Miało być o tym, że Święta pachną piernikami. Czekałam aż odbiorę Franka ze żłobka, by wspólnie zabrać się za pierniki. Nie wiem czemu pomyślałam, że ich wycinanie będzie świetną zabawą dla nas obojga. Mieliśmy się dobrze bawić, ubrudzić i porobić na pamiątkę fajne zdjęcia ale pomysł F. na spędzenie tego popołudnia był zgoła inny. Przede wszystkim chciał bawić się wszystkim innym na blacie tylko nie foremkami, te interesowały go najmniej. Ba, te go złościły więc po próbie wykrojenia jednej gwiazdki mój pierworodny ostentacyjnie rzucił foremką by stanowczo zaprotestować nudnemu zajęciu. Nie mogę mieć żalu, przynajmniej spróbował.


Zakasałam rękawy i sama wzięłam się za wałkowanie kolejnych placków z ciasta. Moje pierwsze pierniki w życiu! Pomyślałam, że skoro jestem Mamą to powinnam sprawić by okres przedświąteczny kojarzył się mojemu dziecku z przyjemnymi zapachami, z miłą atmosferą, z blaskiem światełek. Tylko zapomniałam, że on ma dopiero 15 miesięcy(mija dokładnie dziś) i że chyba czasem chcę z nim robić rzeczy, które nie do końca na tym etapie mogą go interesować. Odpuściałam i poszliśmy się bawić w to, co chciał F. Święta powinny szczególnie kojarzyć się z ciepłem, z uśmiechem, zwolnieniem tempa, sprawianiem radości bliskim(i nie tylko)a nie ze spinaniem się, robieniem czegoś na pokaz, nieprawdziwie. Może za rok mój syn uzna wspólne pieczenie pierników za fajną zabawę, może nigdy go to nie będzie kręcić, kto wie...


Pierniki upiekłam gdy poszedł spać. Niespecjalnej urody ale za to przepyszne, pachnące cynamonem, imbirem, goździkami i...miłością. Powinny leżakować teraz dwa tygodnie, zostać pięknie przyzdobione, może zawisnąć na choince,  ale nie wiem czy doczekają. Mój niezastąpiony Mąż wyjada je sukcesywnie. Do Świąt już mało czasu ale może za rok komuś przyda się przepis na pyszne i aromatyczne aganioki. Smacznego!



PIERNICZKI STAROPOLSKIE Aganiok
50 dag miodu 2 niepełne szkl cukru 25 dag masła 1 kg i 1 szkl mąki tortowej 3 jaja 3 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej 1/2 szkl mleka 1 szkl orzechów włoskich - siekanych 1/2 szkl skórki pomar. - siekanej 1/2 szkl rodzynek 1 czubata łyżka ciemnego kakao 2 płaskie łyżeczki cynamonu 2 płaskie łyżeczki imbiru 1/2 łyżeczki pieprzu 1/2 łyżeczki mielonych goździków szczypta soli
Miód, cukier i tłuszcz włożyć do garnka, powoli podgrzewać stale mieszając, aż wszystkie składniki się połączą. Następnie masę schłodzić i dodać do niej mąkę, jaja, sól, sodę rozpuszczoną w zimnym mleku, kakao oraz przyprawy. Rodzynki sparzyć i drobno posiekać. Inne bakalie także posiekać. Ciasto dobrze wyrobić, pod koniec wyrabiania dodać bakalie. Uformować kulę, włożyć ją do kamionkowego, szklanego lub emaliowanego naczynia, przykryć lnianą ściereczką. Odstawić na KILKA TYGODNI w chłodne miejsce. Piec pierniki w 180-200 stopniach.
lukier: 2 białka, 2 szklanki cukru pudru,odrobina rumu lub soku z cytryny.Wszystko razem dobrze połączyć. po zastygnięciu przypomina "zamarznięty śnieg". Ja lukrowałam po upieczeniu i wystygnięciu pierniczków, później poleżały jakiś czas na tackach i jak lukier zastygł schowałam je do słoja przykrywając folią spożywczą.

11 grudnia 2014

Malutki punkt wyjścia


Przeszło rok, od czasu gdy zostałam Mamą, przymierzam się do pisania. I choć moje drugie JA szepcze cicho, że pisać ciekawie nie umiem, pchnięta wizją rychłego powrotu do pracy postanowiłam spróbować już dziś. Wbrew temu co może sugerować nazwa, nie będzie to wcale blog o gotowaniu. Mój Szczypiorek ani trochę nie jest do zjedzenia, choć czasem mam wrażenie, że zjeść bym go mogła. Jest do całowania, przytulania, łaskotania, jest lekarstwem na smutki, jest głośnym śmiechem, sukcesem, dopełnieniem i jest małym chłopcem. Jest dla mnie źródłem radości, siły, zupełnie nieznanej mi wcześniej energii, inspiracji i determinacji. Na ostatnie kilkanaście miesięcy przeniosłam się w jego dziecięcy świat, bawiąc się, obserwując, ucząc (jego i od niego) i próbując dać mu podstawy do tego by mógł pójść odważnie krok dalej. Za chwilę wracam do świata dorosłych i wcale nie jestem pewna, czy mi z tym dobrze, czy nie zapragnę w ostatniej chwili by czas stanął w miejscu żebym jeszcze chwilę mogła posiedzieć w tym dziecięcym zakamarku. Ale oczywiście czas nie stanie, będzie pędził dalej i jak zwykle w naszej Cebulowej rodzinie będzie się działo...






(Wszystkie zamieszczane zdjęcia dziecka są moją własnością, zabronione jest ich kopiowanie, edycja i rozpowszechnianie bez mojej wyraźnej zgody)